Tej przepięknej jesieni wyruszyłam na cztery dni do Lizbony, przekonać się jak smakują słynne Pastéis de nata oraz wspinać się po wzgórzach, na których leży ta malownicza stolica. Te kilka dni pozwoliło mi niespiesznie poznać najciekawsze atrakcje w mieście i udać się na najbardziej wysunięty na wschód punkt Europy — Cabo da Roca.



Środowy poranek rozpoczęłam spacerem do parku Eduardo VII, z którego szczytu rozciąga się widok przez główną ulicę Lizbony, aż po sam port. Nad moją głową latały schodzące do lądowania samoloty, więc jest to miejsce, które mogę polecić fanom tego środka transportu jako doskonały punkt obserwacyjny 😉

Tego dnia postanowiłam ograniczyć do minimum korzystanie z metra, żeby lepiej poznać zakątki Lizbony. Szłam ulicą Libertade, długą i zieloną, po której obu stronach ciągnęły się drogie sklepy i luksusowe hotele. Przeszłam przez Praça dos Restauradores i dworzec kolejowy Rossio aż dotarłam do serca miasta, w którym mieści się zabytkowa winda Santa Justa. Pomimo swojego sędziwego wieku (ponad 115 lat) wciąż służy turystom i wywozi ich na punkt widokowy. W kolejce do windy stałam ponad godzinę, ale było warto. [Bilety kupuje się w środku]



Po zaliczeniu tej obowiązkowej lizbońskiej atrakcji spacerowałam po dzielnicy Baixa. Rua Augusta tętniła życiem i była zapełniona ulicznymi artystami wykonującymi swoje przedstawienia, a jej środkiem biegły ustawione rzędami stoliki od kolejnych restauracji, w których odpoczywali turyści.

Na jej końcu mieści się łuk Arco de Rua Augusta, z którego rozciąga się widok na Praça do Comércio, na który jeszcze przed potężnym trzęsieniem ziemi stał pałac królewski. Teraz jest to pusty, reprezentacyjny plac miasta, od którego drugiej strony płynie rzeka Tag. Warto przyjść tu na zachód słońca i podziwiać jak powolnie stacza się za most 25 Lipca 🙂


Moje nogi zaprowadziły mnie później do kolejnej dzielnicy, Alfamy. Wspinałam się w górę, by dotrzeć do słynnej katedry Sé, wokół której krętą drogą podążają stare tramwaje. Szłam wzdłuż ich torów, które doprowadziły mnie do punktu widokowego: Miradouro da Santa Luzia, a później Miradouro da Graça. Stamtąd zjechałam zabytkowym tramwajem do centrum, żeby złapać metro do mojego miejsca zakwaterowania. W metrze lizbońskim czułam się wyjątkowo bezpiecznie. Jest niewielkie, ale bardzo dobrze komunikuje mieszkańców z różnymi częściami miasta i lotniskiem. W podziemiach mieszczą się sklepiki, a także można kupić pachnący popcorn czy coś innego do jedzenia, dlatego zapachy tam są nieraz dość niespodziewane jak na podziemne lochy 😉





Drugi dzień mojej wycieczki poświęciłam dzielnicy Belém. Jechałam tam z centrum tramwajem numer 15. Po dojechaniu do ostatniej stacji w oczy rzucał się potężny budynek Klasztoru Hieronimitów, jeden z siedmiu cudów Portugalii wpisany na listę UNESCO. Gdyby ktoś chciał wejść do środka, trzeba zarezerwować sobie więcej czasu, ponieważ do wejścia ustawia się potężna kolejka. W jego wnętrzu znajdują się groby Króla Manuela I i jego żony, króla Jana III i jego żony, Vasco da Gamy oraz najsłynniejszego portugalskiego pisarza — Fernando de Pessoa.



Idąc dalej deptakiem przy rzece Tag, doszłam do wieży Belém, chyba najsłynniejszej lizbońskiej budowli, która dawniej pełniła funkcje więzienne i umożliwiała obserwację oceanu. Tam również przed wejściem ustawiała się kolejka turystów chcących wejść do środka.

Ostatnim punktem, który chciałam odwiedzić w tej dzielnicy była ciastkarnia, w której tradycyjnie wypiekane są najpopularniejsze smakołyki w Portugalii: Pastéis de Belém. Oczywiście tutaj też trzeba było ustawić się w kolejce 😉

Trzeciego dnia nadszedł wreszcie czas na nadrobienie wizyty na trasie najważniejszego wagonika tramwajowego w Lizbonie: Elevador da Bica. Został uruchomiony już w 1892 roku i przewozi pasażerów po bardzo stromej uliczce przez 245m.


Schodząc ze wzgórza, zauważyłam drogowskazy prowadzące do stacji dworca kolejowego Cais de Sodre i postanowiłam stamtąd udać się do Cascais. Ze stacji w Cascais można wsiąść do autobusu linii 403, który zawozi bezpośrednio pod najdalej wysunięty na wschód punkt Europy Cabo da Roca. Z jakiegoś powodu ludzie uwielbiają najdalej wysunięte w różne strony świata punkty 😉 Autobus piął się po krętej i wąskiej drodze przez park Sintra-Cascais, a z czasem zielone pagórki ustąpiły miejsca błękitowi oceanu i wysokim klifom spadającym wprost do pofalowanej wielkiej wody.


Spędziłam trochę czasu, siedząc na skałkach przy wybrzeżu i wpatrując się w ocean łączący się kolorystycznie z błękitem nieba. Widoki były przepiękne, a pogoda dopisywała. Po jakimś czasie udałam się w podróż powrotną do Lizbony, gdzie zdążyłam akurat na zachód słońca nad Tagiem.

Ostatniego dnia pojechałam znów do dzielnicy Alfama. Tam w każdy wtorek i każdą sobotę rozkłada się targ złodziei Feira da Ladra. Znaleźć tam można w zasadzie wszystko, na stoiskach sprzedawane są płyty z tradycyjną muzyką fado, używane ubrania, butelki, porcelana, buty, książki, pamiątki, czy stare fotografie. Oczywiście spacerując po targu, trzeba być bardzo czujnym, jego nazwa nie wzięła się znikąd i jest to miejsce, w którym kradzieże mogą się zdarzyć, mimo czujnego patrolu policji.



Resztę dnia poświęciłam na powolne spacery po Alfamie i odwiedzenie kolejnych punktów widokowych. Lizbona ma ich ponad 16, nie udało mi się dotrzeć do wszystkich, ale każdy z nich ukazuje portugalską stolicę w innym świetle i dobrze jest udać się na przynajmniej kilka z nich. Przez duże kolejki nie dałam rady wejść na zamek Sao Jorge, ale nic straconego, wciąż mam jakiś powód, by powrócić raz jeszcze 🙂








Lizbona jest przepięknym miastem z tradycjami, pełnym ciepłych i serdecznych ludzi, którzy spytani o drogę, nigdy nie odmawiają odpowiedzi i polecają też, co innego warto zobaczyć w okolicy. Bez trudu można się tu komunikować po angielsku, ale zawsze miło wtrącić jakieś portugalskie obrigada czy bom dia do rozmowy z miejscowymi 🙂
